Music

wtorek, 10 lutego 2015

Zwycięstwo trzydzieste ósme.

38.


Budzisz się na kilka minut przed w pół do dziewiątą. Wojtka obok siebie nie ma, ale słyszysz śmiechy dochodzące z innej części mieszkania, więc zapewne panowie urzędują w kuchni. Leżysz, wpatrując się w biały sufit Waszej sypialni.. Wydarzenia wczorajszego dnia wprowadziły coś niefajnego do Waszego życia i masz co do tego złe przeczucia. Boisz się. O Wojtka, o maleństwo. 
O Kamila też. To on był i nadal jest aniołem Waszego związku. Nadal nie możesz zrozumieć, po co Wojtek chciał się spotkać z Natanem. Sprawa przecież dawno skończona.
Za piętnaście dziewiąta postanawiasz wstać. Zarzucasz na siebie cienki szlafrok i udajesz się do kuchni. Z siatkarzami witasz się całusem w policzek, a następnie zaparzasz sobie filiżankę herbaty.
Jesz lekkie, ale pożywne śniadanie, a później udajesz się do łazienki.
-Wiesz, kochanie.. - zaczyna Wojtek, gdy wychodzicie z przychodni. - Tak sobie pomyślałem, że może skręcę dziś to łóżeczko, co? Potem może nie być czasu.
-Jeśli ci się chce to możesz skręcić.
-Zwerbuję Kamila. A może jeszcze pojedziemy na zakupy? Wiesz, butelki, smoczki, jakieś ubranka..
-Chce ci się?
-Jasne! - jego optymizm na prawdę zaraża. - Olimpia? Czy Łódź?
-Pojedźmy najpierw do domu. Chciałabym się przebrać.
-Jak sobie pani życzy.


W mieszkaniu zastajecie pakującego się Kwasowskiego. Dziwi was to, bo przecież Kamil miał zostać u Was jeszcze dzień.
-Muszę. Piotrek dzwonił...
-Trener siła wyższa. - mówi Wojtek. - Dzięki za wszystko, stary.
-Nie ma sprawy. Dzwoń jak coś. Jak trzyma się Julian? - zwraca się do Ciebie.
-Najlepiej jak tylko jest to możliwe. - odpowiadasz z uśmiechem.
-To dobrze. Bardzo dobrze. Dobra, muszę iść, żeby jeszcze na popołudniowy trening zdążyć. Pa, Tysiu. - całuje Cię w policzek. - Na razie, stary.
-Do zobaczenia.
-To co? Ja się idę przebrać i możemy jechać.
Z sypialnianej szafy wyciągasz luźniejsze ubrania. Stawiasz na czarne legginsy i luźną beżową koszulkę z rękawem trzy czwarte. Poprawiasz delikatny makijaż i pojawiasz się koło przyjmującego.
-Manu czy Olimpia? - pyta siatkarz.
-Manufaktura.
-No to jedziemy.
Przyjmujący zakłada buty, zarzuca na siebie kurtkę i bierze z szafki kluczyki, a następnie otwiera Ci drzwi. Podróż do Łodzi mija Wam w przyjemnej atmosferze. Rozmawiacie na temat przygotowań, zakupów dla Juliana, skręcenia łóżeczka. Nawet kłócicie się o to, po kogo stronie łóżka będzie stało.
-Boję się porodu. - mówisz obracając na palcu złotą obrączkę.
-Będę przy tobie. Nie bój się. - Włodarczyk kładzie swoją dłoń na Twoim udzie i delikatnie je gładzi.
-Chcesz być przy tym?
-Oczywiście, że chcę. Chcę widzieć jak rodzi się mój syn. To chyba normalne. Plus jeszcze to, że nie chcę cię zostawiać.


Zakupy dla malucha typu butelki, smoczki i tym podobne, postanawiacie zrobić w Realu. Zabieracie ogromny wózek i ruszacie na podbój marketu. W końcu docieracie do odpowiedniego działu, a Wojtek trafia do raju. Nie mija dziesięć minut, a koszyk macie w połowie załadowany. Problem pojawia się przy smoczkach. Ty stoisz z żółtym cumelkiem w zielone kropki z napisem I love my Mammy, a Wojtek z błękitnym w paski i tekstem I love my Daddy.
-Niebieski bardziej pasuje do chłopca. Żółty mu weźmiesz? - próbuje Cię przekonać Włodarczyk.
-Nie jest podpisane, że dla dziewczynki..
-Ech.. Obydwa?
-Obydwa.
Dalej. Butelki. Tutaj poszło łatwo. Wzięliście dwie większe przezroczyste. Z wanienką też nie musieliście iść na kompromis. Postawiliście na błękitną w zielone kropki. Do tego oczywiście mydełka, olejki, chusteczki, pieluszki i tego typu rzeczy. Gdy trafiacie na stoiska z ubrankami... Nie możecie się zdecydować.
-Patrz jakie ładne. - bierzesz z półki niebieskie, bo jakie inne, śpiochy w granatowe gwizdki.
-Bierzemy.
Patrzysz na rozmiar, a następnie wkładasz do koszyka. Kiedy zatrzymujecie się przy zabawkach, zostawiasz koszyk przy Wojtku i idziesz sprawdzić cenę kilku produktów, na które zdecydowaliście się wcześniej. Zajmuje Ci to dosłownie dwie minuty, a gdy wracasz widzisz Wojtka w jego własnym świecie. Siatkarz siedzi na sklepowej posadzce przed stoiskiem z zabawkami. Nie możesz się powstrzymać i robisz mu zdjęcie, które po chwili ląduje na Twoim instagramie z dopiskiem Wojciech Włodarczyk w swoim żywiole.
-Ej! - oburza się.
-Trudno.
-Jeszcze nosidełko. - wskazuje na przedmiot.
-Tak, tak. Wózek już jest, łóżeczko też.. W takim razie mamy chyba wszystko.
-Co? Już? - siatkarz chyba na prawdę się napalił.
-Kochanie, przypominam ci, że w tamtym miesiącu byliśmy na całkiem podobnych zakupach..
-Doobra. Chodź po to nosidełko.
Po dwudziestu minutach rozważań na temat wyboru, postawiliście na kolor zielony. Po chwili płacicie za zakupy i już idziecie do samochodu, by wszystko spakować, kiedy ktoś nagle zawołał:
-Czekajcie!
Odwracacie się równocześnie a za Wami biegną Karol z Andrzejem.
-No nareszcie usłyszeliście. Zakupy dla Juliana?! Jezu, ale to śliczne! Patrz, Wronka. - Karol wyciąga z wózka śpiochy. - Nawet ja bym do tego wszedł.
-Tobie się to nawet na głowę nie zmieści, debilu. - gasi jego zapał drugi środkowy.
-Och Andrzejku, Andrzejku... Zobaczysz jak będziesz miał własne dzieci... - zamyśla się Kłos.
-Kłosu.. czy ty chcesz nam coś powiedzieć?
-O kurwa.


*


Mogą pojawiać się krótsze rozdziały, ale za to częściej :)
co sądzicie?

nie wypełniłaś jeszcze ankiety? zapraszam na sam dół strony ;)
empty space.



piątek, 6 lutego 2015

Zwycięstwo trzydzieste siódme.

37.

-Widzą panowie.. Skoro znaliście się na tyle dobrze, nie będę tego ukrywać... Mogę jednak liczyć, że ta informacja nie zostanie przekazana dalej?
-Oczywiście. - zapewniacie razem z Kamilem.
-Natan.. On.. - kobieta rozkleja się.
-Coś się z nim stało? - pyta cicho Kwasowski.
-On jest w więzieniu.
Zamurowało Cię. Z resztą nie tylko Ciebie. Kamila też.
-Ale.. Jak to w więzieniu..?
-Jest mi ciężko cokolwiek o tym mówić..
-Błagam panią.. To jest bardzo ważna sprawa.
-W październiku zgwałcił pewną dziewczynę i znęcał się nad nią. - mimo że mówiła o własnym synu, nie wyrażała emocji. Może uroniła kilka łez, ale na tym się skończyło.
-Bardzo nam przykro. - powiedział bielszczanin. Ty nie dałeś rady.
-Spokojnie..
-Moglibyśmy wiedzieć u jakim więzieniu przebywa? Chcielibyśmy go odwiedzić, wyjaśnić parę spraw..
-W Łodzi.

Jesteś zszokowany. Zdruzgotany. Po piętnastu minutach wychodzicie z domu pani Zofii i wsiadacie do samochodu. Zajmujesz miejsce za kierownicą, ale obawiasz się.
-Możesz ty prowadzić? - pytasz przyjaciela.
-Jasne.
-Czyli było tego więcej...
-Najwidoczniej. Kurwa, co za skurwysyn.
-Muszę do niego pojechać. - stwierdzasz.
-Raczej nie teraz. Musisz widzenie załatwić.
-Spoko. Załatwi się. Dobra, jedźmy do domu.
-Powiesz Justynie?
-Nie wiem. Nie chcę jej martwić. Szczególnie teraz. Boję się o nią.
-Nie mów jej.. Nie mów dopóki to wszystko się nie wyjaśni..


Wracacie do Bełchatowa. Całą drogę milczysz, bo nie możesz uwierzyć w to, czego się się dowiedziałeś. Zaskoczyła Cię reakcja pani Zofii. Mówiła przecież o własnym synu, a była taka spokojna... Nie pojmujesz tego. Ty byś tak nie mógł.
W tym momencie uświadamiasz sobie, że musisz jeszcze bardziej dbać o Justynę i Julka. 
Zmęczenie całym dniem bierze górę i w połowie drogi zasypiasz , jednak powrót mija bardzo szybko i już przed dwudziestą pojawiasz się w domu. Zmuszasz Kamila, żeby został na noc, bo nie będzie wracał po nocy do Bielska. Wchodzicie do mieszkania i już od progu Justyna zalewa Cię milionem pytań.
-Jezu, Wojtek, gdzie ty się cały dzień podziewałeś!? Dlaczego nie odbierasz telefonu?!
Spoglądasz na komórkę. Fakt. Trzydzieści cztery nieodebrane połączenia od Justyny, siedem od Kłosa i jedenaście od Wrony.
-Przepraszam. Mieliśmy dziś ciężki dzień. - całujesz żonę w usta i gładzisz dosyć duży już brzuszek.
Po chwili udajesz się do salonu i wyciągasz z barku dwa kieliszki i butelkę zero siedem.
-No co tak stoisz? - zwracasz się do Kwasowskiego, który w dalszym ciągu stoi w przejściu.
-Wojtek, nie wiem czy to dobry pomysł..
-Ale ja wiem. - mówisz nalewając ciesz do szkła.
-Zapomnij. Nie w tym stanie. - Kamil odbiera Ci z rąk butelkę, której zawartość wylewa do zlewu i to samo czyni z kieliszkami.
-Powaliło cię?!
-Może mi to ktoś do jasnej cholery wyjaśnić?! - krzyczy Justyna.
-Kochanie, spokojnie. Nie denerwuj się. - uspokajasz dziewczynę, przytulając ją do siebie.
-W tej chwili czekam na wyjaśnienia.
Patrzysz na przyjaciela i mimiką twarzy zadajesz pytanie powiedzieć? Siatkarz delikatnie kiwa głową i udaje się do łazienki.
-Byłem u pani Zofii. - zaczynasz siadając na kanapie i sadzając sobie Justynę na kolanach.
-Jakiej znowu pani Zofii?!
-Matki Natana.
-Jezusmaria, Wojtek, po co?! Wszystko się skończyło! Musisz znowu zaczynać?!
-On jest w więzieniu.
Dziewczyna zamiera.
-Jak to.. Jak to w więzieniu?
-Zgwałcił pewną dziewczynę i znęcał się nad nią. - odpowiadasz spokojnie.
-Jezu...
-Chodź spać. Musisz odpocząć. Z resztą, ja też.
Odprowadzasz Justynę do sypialni, a następnie przynosisz świeżą pościel Kamilowi. Chwilę rozmawiacie, a następnie żegnając się idziecie spać.


Bierzesz szybki prysznic, a następnie kładziesz się do łóżka. Wtulasz ciało Justyny w swoje i całujesz ją w głowę. Chciałbyś, żeby wszystko się ułożyło. Za niedługo w Waszym życiu pojawi się ta mała istotka i pragniesz, żeby do tego czasu wszystko było w porządku.
-Kochanie.. - słyszysz.
-Tak?
-Ale ta dziewczyna nie jest w ciąży?
-Nie mam pojęcia, skarbie.
-Opowiedz mi wszystko. - odwróciła się w Twoją stronę.
-Byliśmy pod Łodzią. Skłamaliśmy, mówiąc, że mamy do Natana sprawę, ale nie możemy nawiązać z nim kontaktu...
-Po co wy tam pojechaliście?
-Bo chciałem się z nim spotkać i potrzebowałem jego adresu.
-Ale po co ty się z nim chciałeś spotkać? - widzisz jak po jej policzku spływa łza. Ścierasz ją palcem, a następnie całujesz dziewczynę w czoło. - Odpowiedz.
-Chciałem się z nim rozliczyć. - zaciskasz szczękę.
-Ryzykowałeś.
-Wiem. Dlatego pojechałem tam z Kamilem. Śpij już. Jutro trzeba wcześnie wstać.
Na dziesiątą do lekarza.
-Dobranoc.
-Kocham cię, śpij dobrze.
-Ja ciebie też.


*

Zaskoczone? :D
Lubię takie zwroty akcji :D
Czyżby szykowały się jakieś kłopoty?

remember: jeśli jesteś nowa, czeka ankieta na dole strony ;)
empty space.

uwielbiam to zdjęcie Kamila.

środa, 4 lutego 2015

Zwycięstwo trzydzieste szóste.

36.
Byłaś jedyną, która mnie znała naprawdę...


Kolejne już wspólne święta Bożego Narodzenia zbliżają się wielkimi krokami. Pierwsze z maleństwem pod Twoim sercem. Czujesz, że to będzie wyjątkowo magiczny czas. Dzień przed wigilią wyruszacie do Andrychowa, gdzie spędzicie jeden dzień świąt. Do marca już nie daleko. Boisz się. Bardzo się boisz.
Podróż w rodzinne strony zajmuje Wam przeszło trzy godziny. Jazda samochodem, gdy się jest w ciąży bywa męcząca, ale postoje Ci pomagały.
Wigilia mija w przyjaznej atmosferze. Z resztą - jak zwykle. Po kolacji udajecie się z Wojtkiem do sypialni na górze i ciesząc się swoją obecnością wpatrujecie w pięknie oświetlony Andrychów.
-Brakowało mi tego, wiesz? - słyszysz. - Od początku sezonu tak naprawdę nie mieliśmy czasu, żeby pobyć sam na sam.
-To twoja praca, kochanie. Nie zmienisz tego.
-Wiem.. Nie chcę was zostawiać. Szczególnie teraz..
-Spokojnie. - zapewniasz go swoim uśmiechem. - Ał..
-Co się dzieje?!
-Kopnął.
-Kocham was.. Jesteście największym szczęściem jakie mnie spotkało.


Kolacja w Kętach przebiega podobnie. Twoja mama uparła się, że musi mieć Wasze zdjęcie, gdy jesteś jeszcze w ciąży. Marta szybko złapała za aparat i zabrała się za robienie fotografii. Przed pasterką siedzicie jeszcze z rodziną i wspominacie jak to się poznaliście. W momencie gdy Twoja siostra wychodzi na piętro po album ze zdjęciami, mama idzie zrobić napoje, a tata udaje się do łazienki, dzwoni telefon nastolatki. Sięgasz po niego i patrzysz na wyświetlacz. Kacper. Chwilę się zastanawiasz, ale odbierasz w celu poinformowania chłopaka, że Marta zaraz wróci i oddzwoni.
Jakie jest Twoje zdziwienie gdy po drugiej stronie słyszysz Piechockiego.
-Kacper? - pytasz lekko zaskoczona, a Włodarczyk spogląda na Ciebie.
-Justyna..?
-No nie wierzę.. Młody Kacper Piechocki zaleca się do mojej własnej siostry..
-Ej! Spokojnie. My się tylko kolegujemy. To nie tak jak myślisz. Mogę rozmawiać z Martą?
-Wiesz co.. Nie ma jej narazie.. Poszła na chwilę na górę. Coś przekazać, Kacperku?
-Nie, Justynko. Zadzwonię później. Dziękuję i życzę wesołych świąt.
-Dziękujemy! Wzajemnie.
Rozłączasz się i wybuchasz śmiechem.
-Ta, co tak Piechockiego nie chciała.


Gdy nastolatka wchodzi do salonu bez entuzjazmu mówisz, że dzwonił libero. Dziewczyna spogląda na Ciebie z oczami wielkości pięciozłotówki.
-Co?!
-Nic. Powiedział, że oddzwoni. Nie chwaliłaś się.
-Nie ma czym. - mówi przez zaciśnięte zęby i wyrywa Ci swój telefon z ręki. - Nigdy więcej!


WOJCIECHU JULIANIE WŁODARCZYKU..


Znalazłem.
Kilka dni po Nowym Roku dostajesz smsa od Kwasowskiego i natychmiast
do niego oddzwaniasz.
-Dawaj. - mówisz nawet nie witając się.
-Mickiewicza siedemdziesiąt sześć.
-Pojedziesz ze mną?
-Jasne. Będę jeszcze dziś. - zapewnia i szybko się rozłącza.


I faktycznie, po południu w Waszym mieszkaniu zjawia się Kamil.
-A trening? - pytasz na wstępie.
-Powiedziałem Piotrkowi, że to bardzo ważna sprawa i muszę wyjechać z Bielska
na kilka dni. Zgodził się.
-Dzięki, stary.
-Od czego ma się przyjaciół. - uśmiecha się, a Ty już wiesz, że wszystko pójdzie
zgodnie z planem. - Justyny nie ma?
-Jest u Moniki. Wraca wieczorem. Jedziemy od razu?
-Jasne.


Po godzinie dojeżdżacie na miejsce. Parkujesz auto na podjeździe małego jednorodzinnego domu
i wypuszczasz głośno powietrze.
-Wojtek.. Wiem, że pytam późno, ale jak to rozegramy? - pyta bielski siatkarz, patrząc gdzieś daleko przed siebie. - Wejdziesz i kurwa powiesz 'wie pani.. pani syn chciał zgwałcić moją żonę'?
-Tak. I będę miał kobietę na sumieniu, bo dostanie zawału. Jasne, że nie.
-Masz jakiś plan?
-Powiem, że jestem jego starym znajomym. Z tym w sumie nie skłamię.. Dodam, że straciliśmy kontakt, a teraz mam do niego sprawę.
-A niby skąd masz jej adres? Przecież nie powiesz prawdy skąd go wziąłeś..
-Yy.. Kiedyś mi go zostawił. Jakby się coś działo czy coś. No dam radę. Coś wymyślę.


Niepewnie pukasz w drzwi frontowe domu. Po chwili otwiera je niska kobieta na oko koło sześćdziesiątki. Robi zdezorientowaną minę, a Tobie brakuje języka.
-W czym mogę panom pomóc? - pyta.
-Yy.. Dzień dobry. Nazywam się Wojciech Włodarczyk, a to mój przyjaciel Kamil Kwasowski. Pani Zofia Kowalewska?
-Tak, to ja.. Ale o co chodzi?
-Jestem dawnym znajomym pani syna, Natana.. Moglibyśmy chwilkę porozmawiać? To ważne.
-No nie wiem... - kobieta cofa się do mieszkania i już chce zamykać drzwi, ale jej przerywasz.
-Kilka minut. Niech nam pani pozwoli wejść.
Ulega.


Siadacie w salonie. Pomieszczenie jest przestronne, w jasnych kolorach. Wszędzie wisi pełno zdjęć.
-W takim razie w czym mogę panom pomóc? - pyta matka Natana.
-Zacznę może od początku. Kilka lat razem z moją żoną mieszkaliśmy obok pani syna w Bełchatowie. Kolegowaliśmy się jak to po sąsiedzku. Po pewnym czasie kontakt się urwał, bo po ślubie przeprowadziliśmy się do innego mieszkania. Jakiś czas temu miałem do niego pewną sprawę, jednak okazało się, że już nie mieszka pod tamtym adresem. Telefonu też nie odbiera. Nie ma takiego numeru. - widzisz jak kobieta zaciska dłonie ze zdenerwowania. - Pomyśleliśmy, że pani na pewno będzie wiedzieć, a nie ukrywam, zaczynamy się martwić.
-Widzą panowie.. Skoro znaliście się na tyle dobrze, nie będę tego ukrywać... Mogę jednak liczyć, że ta informacja nie zostanie przekazana dalej?


*

wróciłam!
wena. jest wena! ;D
co sądzicie?


bonus:
jeśli znajdują się tu jacyś czytelnicy BBcouples, pewnie wiecie, że blog został usunięty.
składało się na to kilka czynników, przede wszystkim pomysł jak szybko wpadł do głowy tak szybko z niej wyparował..
ale..
mam coś nowego :)
uzależniający.
pomysł jest od A do Z i go nie zmienię ;)
tak samo jak tu: ankieta po lewej stronie ;)
ZAPRASZAM!

empty space.